poniedziałek, 19 maja 2014

Wyniki candy


Kochani, mam nadzieję, że wybaczycie mi niedotrzymanie terminu losowania, ale wczorajszy dzień okazał się tak obfity w wydarzenia, że nie miałam nawet szansy zasiąść do kompa (nie mówiąc już o przeprowadzeniu losowania).
Ale już jestem i spieszę donieść wesołą nowinkę. :)


Od świtu, najmłodsza w rodzinie, jednoosobowa i najbardziej na świecie obiektywna komisja, ciężko pracowała, by wyłonić zwycięzcę mojego candy.


Na koniec Myszaczek postanowił przypomnieć mi, o intensywnie wyrzynającym się uzębieniu i zaślinił większość losów. Na szczęście udało mi się uchronić szczęśliwe karteczki, przed całkowitym zjedzeniem. :) Tak dobrze przeczytaliście - karteczk(i). Najchętniej obdarowałabym Was wszystkich, dlatego niespodzianka!, postanowiłam dorzucić skromny cukierasek na pocieszenie.
Tak więc...

Mój kamykowy obrazek otrzymuje Patrycja M - patitolubi




natomiast nieziemsko pachnącą nagrodę pocieszenia, otrzyma monifactura



Gratuluję dziewczyny i czekam na kontakt z Waszej strony!

A wszystkim dziękuję za udział i komentarze dotyczące mojej lampy. Mimo, że na nie nie odpisywałam, zapoznałam się z każdym. Niekwestionowanym zwycięzcą była odsłona nr jeden, czyli 'goła' i najbardziej minimalistyczna. I zdradzę Wam, że to również mój faworyt i taka też na razie stoi w moim domu. Jednak docelowo będzie musiała zostać ubrana, gdyż świeci tak jasno, że na leniwe wieczory przy winku się nie nadaje.
Bardzo spodobał mi się również pomysł Ani, by pomalować stelaż abażuru na miętowo. :)

Jeśli chodzi o kamykowe obrazki, produkcja trwa, więc już wkrótce będziecie mogli zobaczyć kolejny. ...a candy w podobnym klimacie, też pewnie jeszcze się wydarzy. :) 



Pozdrowienia poniedziałkowe! 
B.


sobota, 17 maja 2014

Lawendowe saszetki, taniec i ...wolność

Lubicie tańczyć?


Można by rzec, że taniec to sztuka, gdyż niewątpliwie jest jednym z wielu sposobów na wyrażanie własnych emocji, osobowości i ekspresji. I każdy z nas robi to w indywidualny, specyficzny dla siebie sposób. Jedni płyną z muzyką jak ryba z prądem, inni, jakby nie mogą jej dogonić. :) A co byście powiedzieli, gdybym nazwała taniec wolnością? 





Nie, nie szukam tu górnolotnych określeń dla przeciętnego tupania nóżką. Ale gdy potrafisz zamknąć oczy, idealnie wtopić się w dźwięki muzyki i całkowicie zatracić poczucie czasu i rzeczywistości, czyż nie stajesz się wtedy wolnym człowiekiem? Może na kilka taktów, może na jedną melodię, być może na całą noc... Nikt nie narzuca kroków, nic nie krępuje ruchów, wszystko wokół Ciebie przestaje mieć znaczenie. Czy nie tak właśnie wygląda wolność? 





W dzisiejszym poście udział wzięły transferowe baleriny, 
podkreślone flamastrem do tkanin, dla uwydatnienia idealnej sylwetki. :) 
Lekkie, delikatne, przesiąknięte lawendą aż do wnętrza. 
Niby zastygłe w bezruchu, a jednak roztańczone 
i ...wolne!

(dopóki oczywiście ktoś nie zamknie ich w szafie w wiadomym celu :)






Pozdrowienia ślę! 
Basia


wtorek, 13 maja 2014

"Siała baba..."

Wspominałam Wam już kiedyś, że nie mam ręki do roślinności wszelakiej? 
Na pewno! ... i wiecie co? Nie kłamałam.




Upewniłam się o tym, podejmując kolejną próbę uprawy ziół.  Uparłam się, by w tym roku po raz pierwszy zadbać o to, by w domowym 'ogródku', pojawiły się świeże zioła. Nie kupne, a własne. Jednak w moim przypadku nie jest to łatwe, bo ile zielonych kiełków już uśmierciłam, wiem tylko ja i Pan z ogrodnictwa, u którego dokupuję kolejne saszetki z nasionkami i doktoryzuję się z ich uprawy. Przy okazji dowiedziałam się, że nasiona mięty pieprzowej i estragonu, należy trzymać w lodówce na tydzień przed wysiewem, a lawendy, dwa tygodnie w zamrażalniku. Wiedzieliście o tym, czy tylko ja mam niedobory wiedzy w tym zakresie?? Tak czy siak, jak na razie nie daję za wygraną i wysiewam dalej. :)

Z przyczyn estetycznych, nie będę pokazywała Wam cmentarzyska po tymianku i majeranku, za to pochwalę się tymi gatunkami, które jak na razie zdecydowały się ze mną współpracować. :) 




Do zdjęć pozowała również cebulka, która sama postanowiła, że niebawem uprzyjemni nam niedzielną sałatkę, więc odrobinę jej w tym pomagam. A obok niej, ostra papryczka, która bez wygórowanych wymagań, wykiełkowała z każdego umieszczonego w ziemi nasionka i mknie w górę jak szalona. :) Aż miło patrzeć!




Przy okazji tematu... widzieliście te ogrodowe cudeńka w Biedronce? Jak już grzebać w ziemi to czymś ładnym. :) Ja oczywiście PrintSc zrobiłam, jednak podzielić się z Wami, a przede wszystkim zakupić, już nie zdążyłam. Ale to chyba znak z nieba, bo kiepskiemu ogrodnikowi, nawet fajne narzędzia nie pomogą. :P





Tym kolorowym akcentem Was pożegnam,

Trzymajcie się ciepło! 
Basia


poniedziałek, 5 maja 2014

Majówka z głową w chmurach



Tak niewiele trzeba, by korzystając z kilku wolnych dni, naładować akumulatorki. Czasem wystarczy tylko, gdzieś w niedalekiej okolicy, znaleźć swoją ostoję spokoju... Zapomnieć o stercie prania, brudnych garach i warstwie kurzu za komodą. Rozłożyć kocyk na mrowisku i bosą stopą poczuć pierwszą trawę. Wyłączyć telefon, puścić samopas dzieciaki i przestać myśleć. Patrzeć i widzieć, delektować zmysły, ale nie myśleć... Sformatować twardy dysk.
  
Od lat takim miejscem, gdzie odpoczywam nie ruszając się z miasta, jest niewielka zielona oaza, którą mam niemalże na wyciągnięcie reki. Latem opalam tam blady tyłek oddając się ulubionej lekturze, jesienią spaceruję, a w taki weekend jak ten, mogę zwyczajnie leżeć na kocu i pod osłoną okularów słonecznych, podglądać cierpliwość wędkarzy i niecierpliwość ich żon. 
Jako, że jednak nie zawsze lubię patrzeć, jak statystyczny Kowalski topless obraca kiełbaski na swoim grillu, coraz częściej ląduję za ogrodzeniem niewielkiego, przylepionego do tych terenów rekreacyjnych, lokalnego lotniska. Niby trawa tam tak samo zielona, niebo wygląda równie pięknie, a jednak czas jakby zwalnia. Wolno płynące chmury, tańczące wśród nich szybowce, ludzie ptaki i święty spokój...

...i pomimo, że obserwuję je tylko z dołu, mogę to robić godzinami, bo są dla mnie dowodem na to, że można zostawić czasem przyziemne sprawy, unieść się wysoko w stronę słońca, spojrzeć na życie z góry i powiedzieć głośno 'to ja trzymam ster!'. 



"Nie mamy skrzydeł by latać, a mimo tego to nasz cel.
Nie chcemy wracać w tyle nie wartych tego miejsc.
Wyżej od świata, gdzie ciszej jest,
życie ma inną treść
 ...łatwiej o sens i sedno."
                                                                              Miuosh



Moja majówkowa nieobecność jest dowodem na to, że udało mi się wyciszyć, naładować baterie, nabrać dystansu do pewnych nurtujących mnie spraw i nacieszyć się rodzinką. 
Teraz mam zupełnie nową, majową energię w takich ilościach, że mogę się nią dzielić. :) 


Buziaki :* Basia


środa, 30 kwietnia 2014

W Tchibo?? Przecież Tchibo to kawa! :)


Po ujawnieniu, że moje cottony nie są oryginalnymi Cotton Ball Lights, pojawiło się kilka pytań, gdzie je kupiłam. 
A więc, są dostępne w najnowszej kampanii Tchibo, a ja swoje upolowałam w ich sklepie firmowym. Minusem jest to, że są dostępne tylko w jednej wersji kolorystycznej, łączone po 10 kul, no i cena nie odbiega od ceny oryginalnych, więc wyboru praktycznie nie ma. Ale sami przyznacie, że takim połączeniem kolorów dużo nadrabiają. :)




Nie jest to post sponsorowany, a szkoda :), bo ta kampania wyjątkowo przypadła mi do gustu. (Z resztą staż bloga mówi sam za siebie, więc niepotrzebnie się tłumaczę :P ) 
A co Wy powiecie, na takie proste formy i pastele w wydaniu tej kawowej marki? 

TUTAJ możecie zobaczyć, jak ich świecące kule wyglądają u mnie, a poniżej wrzucam Wam kilka innych rzeczy z tej kolekcji, które gdzieś tam zwiodły moje oko. Najbardziej porwało mnie biurko z funkcją (idealne!) i lakierowana konewka. Jest cudna. Wiem co mówię, bo trzymałam ją w łapkach :) 




Nie wiem jak jest z jakością mebli tej marki, bo nigdy nie przerabiałam tematu, ale takie biureczko widziałabym u siebie. Macie z nimi jakieś doświadczenia? (poza kawunią oczywiście :) 
A dla tych, co mają ochotę na więcej - KLIK !


Słonecznej majówki Wam życzę!

Basia.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Wącham bez i lecę w kulki



Nie potrafiłam się dziś ograniczyć ze zdjęciami, więc postaram się nie przesadzić z treścią. :) 
Weekend minął mi bardzo bezpłciowo. Nie zrobiłam nic, z zaplanowanych wcześniej rzeczy. 
Zioła już mocno niecierpliwią się czekając na wysianie, lampa tupie nóżką kiedy wreszcie skończę szyć abażur, kilka innych spraw czeka na dopięcie ostatniego guzika, a kilka, na pierwszy ruch. Jakoś nie mogę się ogarnąć. 
Za to wyskoczyłam na chwilkę, załatwić niecierpiącą zwłoki reklamację w jednej z sieci telekomunikacyjnych, i wróciłam z gałązką bzu i świecącymi kulkami. 
Zerwany z osiedlowego drzewka bez, zajął dumnie miejsce w klatce, która jednak nie przeszkadza mu w rozsiewaniu obłędnego zapachu w moim salonie. A kulki?   




Świecące kłębki od dawna chodziły mi po głowie. I jak już pewnie wyjadacze zauważyli, nie są to oryginalne cottony, jednak gdy je zobaczyłam, idealnie wtopione w aranżację wystawy sklepowej, jakiś impuls wręcz kazał mi je zabrać do domu. Znacie to uczucie? :) 

To pewnie przez te kolory - delikatne, pastelowe, moje... Zaświecone lub nie, misternie upięte, lub rozrzucone w nieładzie... Z resztą co się będę rozpisywać, robią klimat tym swoim ciepłym światełkiem, i tyle! :)



Teraz leżę sobie odurzona zapachem bzu, zauroczona nastrojowym światłem i lecę w kulki,
bo zamiast przynajmniej starać się, by stwarzać pozory 'nadrabiającej zaległości', wpadłam w ramiona błogiego lenistwa... Ciekawe co na te ramiona mój mąż. :P 




Pozdrowienia! 
Basia