niedziela, 17 stycznia 2016

Czas...




Czas. Łakną go szczęśliwi, pożądają zapracowani. Przeklinają cierpiący i portierzy na nockach. W rezultacie nikt nie dostaje tego czego chce, bo ten płynie własnym tempem,
 nie zważając na potrzeby jednostek. Wąsaty zegar kpi sobie z naszego kolejnego spóźnienia, 
a kalendarz traci kolejne kartki, niczym drzewo liście późną jesienią. 
...i tak kręci się matka Ziemia. Noc z dniem w ciągłej pogoni nie dają marginesu błędu,
 na trochę dłuższy niż zwykle sen. Dlatego uczę się szanować każdą jego składową. Skrupulatnie planuję dnie, celebruję godziny. Jeśli trzeba zarywam nocki, gdy mam ochotę zwalniam przy popołudniowej kawie. Tu nie ma miejsca na pomyłki, żadna z minionych minut już nie wróci. Nikt nie cofnie nam pilotem cudownych chwil, 
nie wykasuje też feralnego dnia. To nie egzamin z matmy, tu nie ma miejsca na poprawki.

Owocna współpraca z uciekającym czasem to ciągłe kompromisy. Obyśmy zawsze wybierali dobrze. Oby kac, po utraconych chwilach nie marnował kolejnych. 
Tego Wam i sobie życzę, z okazji drugich urodzin bloga. :) 






Dzisiaj mijają dwa latka, odkąd nakreśliłam tu pierwsze słowa. Zleciało jak strzał 
z przysłowiowego bicza. Nie wiem kiedy. To tylko dowód na to, że nadal jeszcze nie do końca panuję nad uciekającymi dniami.  Mimo to, cieszę się, że pomimo utraconej systematyczności nadal mi się chce. Utraconej, bo ciągle wybieram. I poza stale plasującą się na pierwszym miejscu rodziną, znajduję również miejsce na pasje i spełnianie marzeń.
Ale o tym już niebawem.

Świeczki wypaliłam, babeczkę pochłonęłam i powiem Wam, 
że wnętrze miała całkiem przyzwoite. ;) 

Buziaki
Basia