Witajcie !
Niektórzy mawiają - 'o jeden most za daleko', a ja póki co, powinnam powiedzieć - 'o jedno zapalenie oskrzeli za dużo' (!). Jeszcze jedna infekcja, jedno małe przeziębienie, pół dnia kataru w tym sezonie, i uwierzcie mi dostanę kota. Nie, nie puchatego, kanapowego sierściucha, a rozstrojenia nerwowego połączonego z przewlekłą depresją. Bo ileż można?! Męczą się te dzieciaki, wyczerpane przez szczekający kaszel, gile po kolana i kolejne antybiotyki, a ja przy nich. Bo gdybym mogła, wzięłabym to całe świństwo na siebie.
To tyle z mojego prywatnego cyrku. Ale ja, obiecałam Wam relację z tego prawdziwego, tego który już zapomniał, że był na śląsku, a ja jeszcze słowem nie pisnęłam na jego temat.
Więc do sedna.
Nie szukałam cyrku, to on znalazł mnie. Rozbili namiot niemalże pod oknami biura w którym pracuję, i kilkanaście minut drogi od domu. Tak więc wiedziona przez ciekawość moją i moich dzieci, trafiłam na show. :)
Gra świateł, muzyki i artystów cyrkowych przywołała garstkę wspomnień z dzieciństwa. Momentami siedziałam jak ta moja Pchełka mała z otwartymi ustami i podziwiałam.
Może to umiejętności egzotycznych zwierząt, może zasługa iluzji.
Może podziw zdolności akrobatów oraz świadomość ogromu pracy i godzin włożonych w przygotowania, lub ciekawość wolnego, trochę jakby cygańskiego trybu życia artystów...
ale w cyrku jest jakaś magia.
...i tak jak moja mama zabierała mnie kiedyś do cyrku, tak dzisiaj ja mogłam wzbogacić króciutki życiorys mojej córci o nowe doświadczenie. I abstrahując od dylematów, czy występujące w nim zwierzęta powinny tam być, i w jaki sposób są szkolone (?), uważam że cyrkowe show, to ten nieoczywisty rodzaj sztuki, który warto chociaż raz zobaczyć.
Jedyne czego mi brakowało, to muzyka na żywo.
Miejsce orkiestry, która powinna uświetniać całą oprawę przedstawienia,
zajmował operator światła, dźwięku i pewnie jeszcze kilku innych rzeczy.
Cóż, pewnie jest zdecydowanie tańszy w utrzymaniu. :)
Tak więc, jeśli zabawić się w 'znajdź kilka szczegółów różniących cyrk dzisiaj, a cyrk kiedyś'
- to ten byłby zasadniczy. Mimo to, Medrano to narodowy cyrk włoski i to było widać
- było kolorowo, muzykalnie i wesoło. :)
Pozdrowienia moi mili!
Basia
mam to samo w domu - mój Młody co chwilę chory :/ czekam na lato, może wtedy przejdzie...
OdpowiedzUsuńz zasady jestem absolutnie przeciwna cyrkom. nigdy nie zabrałam tam dzieci i raczej nie zamierzam. dopóki w cyrku będą zwierzęta. jeśli człowiek chce się wyginać, robić sztuczki, wariować, skakać, robić akrobacje - jak najbardziej! ale miejsce zwierząt nie jest w cyrku - to jest męczarnia, nie będę tego finansowo popierać... :(
Rozumiem Sandrynko.
UsuńCyrk to ciekawe miejce, głównie dzięki na prawdę zdolnym artystom. Zupełnie niepotrzebnie budzi tyle kontrowersji przez zwierzęta, bo uważam, że świetnie by się obronił bez ich obecności, zyskując tym samym więcej zwolenników.
dokładnie! myślę, że o wiele ciekawsze jest oglądanie wyczynów akrobatycznych ludzi i przekraczanie przez nich jakiś tam granic, niż oglądanie zwierząt, które mechanicznie powtarzają jakieś czynności.
Usuńmiłego :)
Wróciły miłe wspomnienia. Ja do cyrku zawsze chodziłam z tatą :) Niepowtarzalny klimat i ten specyficzny zapach zwierząt :) coś czego nigdy nie zapomnę. Piękne zdjęcia zrobiłaś. Zdrowia życzę! :)
OdpowiedzUsuńCyrk to faktycznie miejsce inne niż wszystkie. Ciekawa alternatywa dla kina czy teatru :)
UsuńWspółczuję serii choróbsk, mam nadzieje, że to już koniec infekcji i teraz będzie już wszystko świetnie ze zdrówkiem wszystkich domowników <3
OdpowiedzUsuńZdjęcia z cyrku urocze :))
dziękuję Agness :* póki co się trzymamy, więc może uda się przetrwać wakacje w zdrowiu :P
UsuńMam nadzieję,że już się od was odczepią te wszystkie wirusy i inna zaraza!
OdpowiedzUsuńBo to przecież już maj a niebawem wakacje :)
Pozdrawiam!
o, to prawda. byle do urlopu :D
UsuńJak się choroby uczepią człowieka to potem jest problem żeby się ich pozbyć, skąd ja to znam :(
OdpowiedzUsuńŻyczę zdrowia i wytrwałości :)
dziękujemy i wzajemnie :*
UsuńMnie też przez weekend coś dopadło, ale się nie dałam :)
OdpowiedzUsuńZdrówka dla Was, a cyrk piękny! :)
Marta
nie dawaj się Kochana, niech idzie precz! :)
UsuńOjoj.. ja w cyrku byłam ostatnio jak miałam 5 lub 6 latek :) jak przyjadą do nas to muszę się wybrać!
OdpowiedzUsuńtak to zazwyczaj jest, że do cyrku idzie się w dzieciństwie, a potem dopiero jako rodzic z własnymi dzieciakami :)
Usuńpiękne zdjęcia! Cyrk pamiętam z dzieciństwa i jedyne z czym moje serducho się nie zgadza to..zwierzęta..
OdpowiedzUsuńMiałam przyjemność, niewątpliwą, zobaczyć w zeszłym roku Cirque Du Soleil. I tam dopiero poczułam się jak w wehikule czasu. Znów miałam 5-6 lat i każde światełko, postać i niebanalna historia wciągnęły mnie jak do jakiejś magicznej krainy. Bardzo Wam serdecznie polecam to doświadczenie. Było przepięknie.
jakoś teraz byli lub będą w Krakowie, bo jak byłam ostatnio to widziałam plakaty :)
UsuńZdrówka dla Was, piękne ujęcia Basiu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
K.
Dzięki Kasiulka :*
UsuńNaprawdę fajne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńdzięki :)
Usuń