...i znowu przyszło mi zmierzyć się z natarciem wirusów paskudnych.
By nie śpiąc pół nocy, drugie pół śpiąc czuwając, tulić i kołysać, nucić melodię z reklamy,
bo spokojna i akurat pierwsza mi do głowy przychodzi. By drżącą dłonią mierzyć temperaturę ciepłych główek i grubo po północy wybierać, z pękającej już w szwach apteczki, odpowiedni medykament. I w dzień ze wzruszeniem patrzeć jak moje małe noski,
przyklejone do szyby, obserwują dzieciaki szalejące na górce pod blokiem,
na pierwszym w tym roku białym puchu.
...i pytacie mnie jak ja to robię, w sensie że dom, że praca, że blog...
Już śpieszę by rozwiać wątpliwości.
Blog kuleje, w domu piętrzą się obowiązki, a ja osiągam coraz lepsze wyniki
Blog kuleje, w domu piętrzą się obowiązki, a ja osiągam coraz lepsze wyniki
w eliminowaniu snu ze swojego dziennego zapotrzebowania. :)
A niech tam!
Niech ta zima/nie-zima już sobie idzie i zabiera ze sobą wszystkie choróbska.
Bo w moim domu już pachną hiacynty, i to mnie napawa optymizmem.
A banerek motywujący już sobie zmalowałam. ;)
Jeszcze miesiąc temu za pomocą tej tabliczki wołałam o śnieg.
O ironio! :)
A jak Wam upływa styczeń?
Mam nadzieję, że nie tak jak nam, pod opieką służby zdrowia.
Trzymajcie się!
B.