Korzystając z ostatnich ładnych słonecznych dni, uświadomiłam sobie, że nigdy nie opublikowałam balkonowych fotek, a raczej migawek. Mój balkon jest tak mały, że ciężko o szersze kadry. Ale za to już najwyższy czas pochwalić się zielarskimi sukcesami. :)
Aby mieć je gdzie trzymać postawiłam pergolę, na niej zamieściłam wsporniczki, a na nich dziadkowe skrzynki po-narzędziowe i w rezultacie zyskałam kilka 'zielonych' poziomów na mym mikro balkonie. O moich pierwszych porażkach związanych z wysiewem ziół, mogliście przeczytać tutaj. Dzisiaj jestem szczęśliwą posiadaczką kilku aromatycznych gatunków, co bardzo mnie cieszy z uwagi na jesienne przetwory, a co najważniejsze, jestem żywym dowodem na to, że 'chcieć to móc'.
Ale mydlić Wam oczu nie zamierzam, nie było łatwo. Już dzisiaj wiem, że w przyszłym roku odwiedzę ogrodnictwo i niektóre ziółka kupię w postaci sadzonek (a nie nasion), niektórych nie będę trzymać na balkonie (bo narażone są na zeżarcie przez bezczelne, spasione gąsienice), a z niektórych zrezygnuję całkiem (gdyż ani z nasion, ani z sadzonek nie jestem w stanie ich zachować :). Z powodzeniem za to wyhodowałam szałwię, lubczyk i koper, melisę, miętę pieprzową, oregano, rozmaryn, majeranek i tymianek. Możecie sobie wyobrazić ten mix zapachów przy lekkim wiaterku w ciepłe dni? Do tego mini-surfinie (oczywiście białe :) i promienie letniego słońca, i z tego mojego balkoniku zrobiło się całkiem przyjemne miejsce.
Powoli ziółka wędrują już do kuchni, a balkon zmienia szatę na jesienną.
Tym razem nie białą, lecz w kolorze. Jakim? ...o tym już wkrótce.
Też macie wrażenie, że czas pędzi nieubłaganie, lato przemija zdecydowanie za szybko,
a słońce jakby zaczyna nas unikać? Ehhh...
Oby jesień pokazała swoje najurokliwsze oblicze. :)
Pozdrowionka!
Basia